Joanna Biernacka-Płoska zwraca uwagę, że Federico García Lorca „czuł ogromną sympatię do hiszpańskich kobiet i z pomocą poezji wcielał w nie żywotne siły natury, dając postaciom kobiecym w swoich dramatach ponadludzkie wymiary”. Zazwyczaj to właśnie kobiety są głównymi bohaterkami jego tekstów dramatycznych, co znajduje odzwierciedlenie już w tytułach poszczególnych utworów: „Motylkowa Panna”, „Mariana Pineda”, „Belisa”, „Yerma”, „Doña Rosita”, „Bernarda Alba” oraz „Czarująca szewcowa”. Z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet warto przypomnieć ostatnią z wymienionych sztuk, która 5 grudnia 1965 roku miała swoją premierę na deskach Lubuskiego Teatru.

Cztery dni później słynny krytyk Józef Kelera, znany z licznych publikacji na łamach „Dialogu” i „Odry”, zagościł na spotkaniu w zielonogórskim Klubie Dziennikarza, gdzie mówił o twórczości Lorki, a zwłaszcza o „Czarującej szewcowej”. Specjalnie dla „Gazety Zielonogórskiej” zrecenzował ten cieszący się dużą popularnością spektakl w reżyserii ówczesnego dyrektora tutejszej sceny, Zbigniewa Stoka:

Teatr Federico Garcíi Lorki to jedno z ciekawszych i oryginalnych zjawisk w dramaturgii światowej dwudziestolecia międzywojennego. […] „Czarująca szewcowa” powstała w roku 1930 i jest po dziś dzień najbardziej chyba popularną, najchętniej grywaną sztuką Lorki. […] Mamy nawet prawo przypuszczać, że sam Lorca – skądinąd wielostronnie utalentowany i rysownik, i śpiewak, i aktor – występował właśnie, być może, w prologu „Czarującej szewcowej” w roli Autora, kiedy ze swym studenckim awangardowym zespołem „La Barraca” objeżdżał przez kilkanaście miesięcy najzapadlejsze kąty hiszpańskiej prowincji. Ta więc ładna i mądra przypowiastka o kłótliwej młodej żonie i jej niemłodym, ale dzielnym mężu, o ich miłości niepokornej, nie pogodzonej z szarym życiem, w której z trudem odnajdują samych siebie poprzez marzenia o kochankach i miłościach idealnych – ta przypowiastka stanowić może niejako legitymację teatru Lorki. I na pewno dobrze się stało, że na przykładzie tej wdzięcznej sztuczki zaznajomiono publiczność Zielonej Góry z tym ciekawym dramaturgiem.

Trudność inscenizacji „Czarującej szewcowej” to przede wszystkim sprawa stylu owej ballady dramatycznej o kolorycie nieco dla nas egzotycznym, który tak łatwo jednak podrobić szablonowymi akcesoriami „hiszpańskości”. To także problem odnalezienia właściwego tonu, widomie teatralnego kształtu dla tej opowieści – takiego kształtu, w którym by anegdota o szewcowej zachowała całą swoją baśniową prostotę i walor poetycki, w oparciu jednak o jej istotne rysy psychologiczne. […] Wydaje mi się, że reżyser przedstawienia w Zielonej Górze, Zbigniew Stok, wybrał tutaj coś na kształt złotego środka.

Zaakcentował więc bardzo wyraźnie, pospołu ze scenografem (Wanda Fik), teatralną umowność tej opowiastki. Nie pominął prologu Autora. Izbę Szewca i Szewcowej umieścił pośrodku sceny na obrotowym talerzu, który szturmować będą – po odejściu Szewca – z jednej strony zalotnicy wchodzący przez widownię, a z drugiej jędze – sąsiadki, dewotki i plotkary, stłoczone w głębi na piętrowych drabinach zwieńczonych okiennicami. Ten szturm dwustronny do opuszczonej Szewcowej ma w dodatku charakter rytmiczny i muzyczny: z jednej strony – od widowni – miłosne serenady, a z drugiej chóralne obelżywe wierszyki i piosenki sąsiadek. I to bodaj punkt wyjścia do całej, rozbudowanej muzycznie koncepcji przedstawienia. […] Szczególnie efektowne, prawdziwie przy tym funkcjonalne jest przede wszystkim ustawienie chóru sąsiadek na tych pięciu drabinach z okiennicami – i to najlepsze partie przedstawienia, również muzycznie najlepiej zestrojone. To jakby akcent górujący, który pozostaje w pamięci.

Dobre też wrażenie czyni prowadząca para aktorów. W roli Szewcowej, obsadzonej podwójnie, oglądałem Janinę Jankowską [w dublurze z Krystyną Horodyńską]. Ma szczery wdzięk i wiele uroku, zapalczywość sympatyczną i tę trafnie odmierzoną nutkę trochę dziecięcej przekory, a trochę buntu zawiedzionej w marzeniach dziewczyny, ale już i kobiety, która potrafi walczyć o swoją własność – o tę miłość, jaka jej naprawdę przypadła […]. Jej partnerem jest Zenon Nocoń (Szewc i zarazem poeta w prologu), wbrew tradycji nie nazbyt stary i w przysiwionej tylko z lekka peruce, za to męski, postawny: może go pokochać młoda żona i to istotny też akcent przedstawienia. Nocoń łączy też sprawnie funkcję aranżera widowiska z właściwą rola, w którą wchodzi lekko, udając jakby kolejno szewca i wędrownego bajarza. Jest w rezultacie najbliżej stylu tej balladowej przypowieści.

[Przedstawienie] nie pozbawione istotnych walorów, trafnych rozwiązań. W swojej postaci musichallowej jest atrakcyjne dla publiczności i rozrywkowe […] To spotkanie z Lorką i muzykalną szewcową w Lubuskim Teatrze godne jest uwagi. I dobrze świadczy – obok innych premier nowego sezonu – o wielostronnej orientacji repertuarowej tego teatru.

 

Źródła:

Kelera, „Muzykalna szewcowa”, „Gazeta Zielonogórska” 1965, nr 305, s. 4, 7; zob. także: „Dziś w Klubie Dziennikarza. Krytyk teatralny J. Kelera o ‘Czarującej szewcowej’”, „Gazeta Zielonogórska” 1965, nr 292.

Biernacka-Płoska, „Federico García Lorca – obecna nieobecność”, „Dialog” 2020, nr 4.

 

Fot. Cz. Łuniewicz

 

(oprac. pp)