Neil LaBute: KSZTAŁT RZECZY
Adam - Robert Gulaczyk
Jenny - Matra Frąckowiak
Phillip - Wojciech Brawer
Kelnerka - Agnieszka Dziewa (adeptka)
Evelyn, studentka sztuki z prowincjonalnego miasta uniwersyteckiego, nawiązuje romans z zakompleksionym Adamem, który oprócz nauki, pracuje jako stróż w muzeum. Związek ten w coraz większym stopniu wpływać będzie na odmianę zachowania i wyglądu Adama, zmianę, która z czasem niepokoić będzie jego przyjaciela Phillipa, a wzbudzi podziw jego narzeczonej – Jenny.
W grze emocji i coraz mocniej komplikujących się relacjach dwóch par pojawiają coraz to nowe pytania i wątki. Jednym w z nich jest sztuka, jej znaczenie, definicja i granice.
Neil LaBute
Urodzony w marcu 1963 roku w Detroit, USA. Pisarz, reżyser i dramaturg związany z nurtem teatru prowokującego. Najbardziej krytykowany i chwalony autor ostatniej dekady w Stanach Zjednoczonych i na świecie. W 1981 przystąpił do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Obecnie nie ma już żadnych związków z tym wyznaniem.
Ukończył Uniwersytet Brighama Younga, Uniwersytet Kansas i Uniwersytet w Nowym Jorku. Uczęszczał także na kursy w londyńskim Royal Court Theatre i Sundance Institute.
Jego pierwszy film fabularny „In The Company of Man” zdobył w 1997 Filmmakers Trophy na festiwalu w Sundance i nagrodę krytyków z Nowego Jorku za najlepszy film roku. Scenariusz uhonorowano dodatkowo nagrodą Independent Spirit. Zrealizowany rok później film „Your Friends and Neighbours” także osiągnął sukces wśród widzów i krytyków.
Sztuki jego pióra to - „Filthy Talk for Troubled Times”, „Hazardziści”, „Sanguinarian and Sycophants” i „Ravages”. Napisał także adaptacje „Draculi” i „Woyzecka”. Jego trzy jednoaktówki - „Medea Redux”, „Iphegenia in Orem” i „A Gaggle of Saints” zostały wystawione w Nowym Jorku, Londynie i Beverly Hills przez Joe Mantello pod tytułem „Bash Latterday Plays”.
Prapremiera „Kształtu rzeczy” (The Shape of Things) odbyła się w Londynie w 2001 roku, a filmowa wersja zrealizowana przez autora powstała w 2003. W ostatnim okresie LaBute napisał „The Distance from Here”, 2002, „The Mercy Seat”, 2002, „Autobahn”, 2004, „Union Square”, 2004 i „Fat Pig”, 2004. W tym samym roku ukazał się jego zbiór opowiadań zatytułowany „Seconds of Pleasure”.
Chorobliwa zależność
Chorobliwa zależność jest jedynym z najbardziej powikłanych fenomenów psychicznych (...). Jeżeli nie uznamy faktu ogromnego skomplikowania ludzkiej psychiki i będziemy się upierali przy prostej formule eksplikującej, nie da się go w pełni pojąć. Nie da się wyjaśnić całokształtu obrazu za pomocą interpretowania tego zjawiska w kategoriach rozmaitych odgałęzień seksualnego masochizmu. Jeżeli proces ten w ogóle występuje, stanowi skutek wielu operujących tu czynników, nie zaś ich źródło. Nie zachodzi tu również proces odwróconego sadyzmu cechującego osobę słabą i bezradną, nie odkryjemy też sedna sprawy skupiając naszą uwagę na aspektach psychicznego pasożytnictwa i tendencji symbiotycznych ani na skłonności neurotyka da zatracenia się. Tendencja do autodestrukcji i popęd do zadawania sobie cierpień nie może stanowić zasady wyjaśniającej. A wreszcie – nie wolno nam traktować owego stanu psychiki jako prostego wyniku uzewnętrznienia dumy i nienawiści do siebie. Otóż kiedy ujmujemy ten czy inny czynnik jako najgłębsze, podstawowe źródło całego fenomenu, musimy uzyskać w efekcie jednostronny obraz, nie obejmujący z konieczności wszystkich swoistych cech tego stanu. Ponadto, otrzymamy wówczas obraz zbyt statyczny. Chorobliwa zależność nie jest zjawiskiem statycznym, lecz dynamicznym procesem, w którym zaangażowane są wszystkie wymienione czynniki lub większość z nich. Odbywa się nieustanny ruch przejawiający się w tym, że pewne czynniki raz wysuwają się na czoło, a raz słabną jako siły motywujące, że jeden czynnik raz z drugiego wypływa, a raz wywołuje ów drugi, kiedy indziej zaś oba ze sobą współistnieją w stanie ostrego konfliktu.
I jeszcze jedna sprawa. Wszystkie wymienione tu czynniki choć, stanowią istotne składniki całości struktury, są jednak zbyt pasywnej natury, aby usprawiedliwić namiętną tonację uczuciowego zaangażowania. Jest to bowiem wielka namiętność zarówno wtedy, gdy płonie jasnym ogniem, jak wówczas, kiedy się tylko żarzy. Każda ludzka namiętność łączy się z nadzieją na wielkie życiowe spełnienie. Nie sprawia to żadnej różnicy, czy owe nadzieje rodzą się na podłożu neurotycznym, czy na gruncie zdrowej psychiki. Ów dynamiczny aspekt – którego nie da się ogarnąć w postaci wyodrębnionej, a jedynie w odniesieniu do całości struktury osobowości o tendencjach do samotłumienia – to mocne dążenie do całkowitego poddania i marzenie o zespoleniu się w jedno z partnerem.
Karen Horney, "Nerwica a rozwój człowieka",Warszawa 1978
AFIRMACJA WARTOŚCI OSOBY
Przykazanie miłości to (...) norma personalistyczna. Wychodzimy w niej od bytu osoby, aby z kolei uznać jej szczególną wartość. Świat bytów jest światem przedmiotów; rozróżniamy wśród nich osoby i rzeczy. Osoba różni się od rzeczy strukturą i doskonałością. Do struktury osoby należy „wnętrze”, w którym odnajdujemy pierwiastki życia duchowego, co zmusza nas do uznania duchowej natury duszy ludzkiej. Wobec tego osoba posiada właściwą dla siebie doskonałość duchową. Doskonałość ta decyduje o jej wartości. Nie sposób traktować osoby na równi z rzeczą (czy bodaj na równi z osobnikiem zwierzęcym), skoro posiada ona doskonałość duchową, skoro poniekąd jest duchem (ucieleśnionym), a nie tylko „ciałem”, choćby nawet wspaniale ożywionym. Pomiędzy psychiką zwierzęcą istnieje ogromna odległość, przepaść nie do przebycia.
Wartość samej osoby należy wyraźnie odróżnić od różnych wartości , które tkwią w osobie. Są to wartości wrodzone lub nabyte, a łączą się z całą złożoną strukturą bytu ludzkiego. Wartości te, jak widzieliśmy, dochodzą do głosu w miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną (...). Miłość kobiety i mężczyzny opiera się na wrażeniu, z którym w parze idzie wzruszenie, a jego przedmiotem jest zawsze wartość. W danym wypadku chodzi o wartość „seksualną”, miłość kobiety i mężczyzny wyrasta bowiem na podłożu popędu seksualnego. Wartość „seksualna” wiąże się bądź z „całym człowiekiem drugiej płci”, bądź też w szczególnej mierze zwraca się do jego „ciała”, jako do „możliwego przedmiotu użycia”. Wartość osoby różni się od wartości seksualnej bez względu na to, czy ta ostatnia nawiązuje do zmysłowości czy też do uczuciowości człowieka. Wartość osoby związana jest z całym bytem osoby a nie z płcią, płeć zaś jest tylko właściwością bytu.
Dzięki temu każda osoba drugiej płci posiada przede wszystkim wartość jako osoba, a później dopiero posiada jakąś wartość seksualną. Psychologicznie biorąc miłość kobiety i mężczyzny oznacza takie przeżycie, które ześrodkowuje się wokół reakcji na wartość seksualną. W polu widzenia tego przeżycia osoba zarysowuje się przede wszystkim jako „człowiek drugiej płci” - jeśli nawet nie uwydatnimy przede wszystkim tej reakcji, która ma za przedmiot „ciało jako możliwy obiekt użycia”. Równocześnie rozum wie, że ten „człowiek drugiej płci” jest osobą. Wiedza ta ma charakter umysłowy, pojęciowy – osoba jako taka nie jest treścią wrażenia, tak jak treścią samego wrażenia nie jest byt jako taki. Ponieważ więc „osoba” nie jest treścią samego wrażenia, ale tylko przedmiotem wiedzy pojęciowej, przeto również reakcja na wartość osoby nie może być czymś tak bezpośrednim, jak reakcja na wartość seksualną związaną z „ciałem” tej konkretnej osoby lub też – szerzej biorąc – z tym całościowym zjawiskiem, jakie stanowi, „człowiek drugiej płci” (kobieta względnie mężczyzna). Inaczej działa na sferę emocjonalną w człowieku to, co jest wprost zawarte we wrażeniu, a inaczej to, co odkrywa w nim pośrednio umysł. Niemniej ta prawda, że „człowiek drugiej płci” jest osobą , jest kimś, różnym od jakiejkolwiek rzeczy, tkwi również w świadomości – i ona to właśnie wywołuje potrzebę integracji miłości seksualnej, domaga się, aby cała zmysłowo-uczuciowa reakcja na „człowieka drugiej płci” była niejako podciągnięta do tej prawdy , że człowiek ten jest osobą.
Tak tedy w każdej sytuacji, w której przeżywamy wartość „seksualną” jakiejś osoby, miłość domaga się integracji , czyli włączenia tej wartości w wartość osoby, owszem – podporządkowania jej względem wartości osoby. I w tym właśnie wyraża się podstawowy rys etyczny miłości: jest ona afirmacją osoby, bez tego zaś nie jest miłością. Jeżeli jest nasycona właściwym odniesieniem do wartości osoby – odniesienie takie nazwaliśmy tutaj afirmacją – to miłość jest w całej pełni sobą, jest miłością „integralną”. Kiedy natomiast „miłość” nie jest przeniknięta ową afirmacją wartości osoby, wówczas jest jakąś miłością zdezintegrowaną, a właściwie nie jest miłością, chociaż odnośne reakcje czy też przeżycia mogą mieć jak najbardziej „miłosny” (erotyczny) charakter. Odnosi się to w szczególnej mierze do miłości pomiędzy kobietą a mężczyzną. Miłość w pełnym tego słowa znaczeniu jest cnotą, a nie tylko uczuciem, ani też tym bardziej tylko podnieceniem zmysłów. Cnota ta tworzy się w woli i dysponuje zasobami jej duchowej potencjalności – czyli stanowi autentyczne zaangażowanie wolności osoby-podmiotu, płynące z prawdy o osobie-przedmiocie. Miłość jako cnota żyje w woli nastawieniem na wartość osoby – ona więc jest źródłem tej afirmacji osoby, która przenika wszystkie reakcje, przeżycia i całe w ogóle postępowanie.
Karol Wojtyła, "Miłość i odpowiedzialność", Kraków 1962
Tragizm piękna
Sens tragedii jest wyznaczony przez przeżycie spotkania. Samo posiadanie – posiadanie nie spełnione i niemożliwe do spełnienia – ciąży ku tragedii. Piękno innego człowieka jest doskonałością daną w sposób naoczny. Piękno jest swojskie i zarazem wrogie, piękno pociąga i oddala, obiecuje i odmawia, uszczęśliwia i wtrąca w nieszczęście, jest okrutne i łaskawe. Pragnienie, by mieć piękno dla siebie, zostaje doprowadzone do szczytu. Zarazem jednak podlega ono bezwzględnemu zaprzeczeniu. Pięknem jest to właśnie, co chciałoby się mieć, czego jednak mieć nie można. Oczarowanie staje się nieszczęściem oczarowanego. A przecież jest ono również jego szczęściem. W szczęściu kryje się nieszczęście, a w nieszczęściu szczęście. Oczarowani są uszczęśliwieni, ale źle uszczęśliwieni.
Można to nazwać chorobą zmysłów albo ostrzej – szaleństwem. Szaleństwo polega na zaburzeniu struktury intencjonalności. Zmysłowość – przekraczając granice swej genialności – nie kieruje się już ku zewnętrznemu światu, lecz szuka bardziej doświadczenia samej siebie, ogniskując się na własnej doznaniowości – doznaniowości tęsknoty, wspomnienia, marzenia, pragnienia, przedstawienia i wyobrażenia , w których każde: „jesteś mój” okazuje się jedną więcej iluzją. Ból iluzji posiadania, obecny przede wszystkim w tęsknocie, jest rdzeniem samowiedzy tego, kogo piękno oczarowało. Cały oczarowany staje się jednym bolesnym westchnieniem, próbowaniem ogarnięcia czegoś nieogarnionego, schwytania w dłoń światła. Boleść samowiedzy nie pozwala widzieć prawdy o drugim. Kim jest ten drugi? Dla porażonej szaleństwem samowiedzy jest tylko pięknem, niczym innym i niczym więcej, Kogo potrzebuje piękno? Nikogo! Cóż zatem robi w jego promieniach innym oczarowany? Sam tego nie wie. I dlatego istnieje na krawędzi spotkania.
Czy istnieje możliwość wyjścia poza te sprzeczności?
Józef Tischner, "O człowieku", Wrocław 2003
Kilka uwag na marginesie „Kształtu rzeczy”
1.
W scenie otwierającej dramat LaBute'a , dziejącej się w muzeum- Evelyn, spirytus movens akcji, wyznaje Adamowi, że zabiera się do przygotowania pracy dyplomowej i że „będzie to taka duża jakby instalacja ... takie <<coś>>”. Dodajmy, że Evelyn jest studentką sztuk pięknych i tym wyznaniem otwiera pytanie o granice sztuki. Dla dramatu nie jest to może pytanie kluczowe, ale z pewnością należy do grupy pytań istotnych.
2.
Teoretycy sztuki, estetycy zwracają uwagę na fakt, że o ile niemożliwe jest stworzenie kanonu dla sztuki w ogóle, o tyle nie stanowi to najczęściej żadnego problemu dla konkretnej epoki czy ugrupowania. Dzisiaj, z perspektywy dokonań artystycznych XXI wieku, jeszcze bardziej adekwatne wydaje się spostrzeżenie, że mamy do czynienia z kanonem indywidualnym raczej, a nie zbiorowym paradygmatem obowiązującym powszechnie. Swoista bezradność teoretyczna staje w opozycji do różnorodności i apodyktyczności dokonań artysty. Sztuka jest niepodległa i niezależna, i z tych przymiotów uczyniła sztandar i oręż.
3.
Morris Weitz w swojej „Roli teorii w estetyce” sugeruje, że teoria estetyczna to logicznie bezowocna próba zdefiniowania czegoś, czego zdefiniować niepodobna. Bowiem próba zrozumienia sztuki jako pojęcia zamkniętego nie jest zgodna z jej naturą. Jedynie otwartość pozwala na dostrzeżenie oryginalności wypowiedzi i odsłania jej specyfikę. Takie ujęcie sprzyja także postawieniu pytania o obecność pojęcia „sztuka” w języku, a nie o obecność fenomenu sztuki w życiu.
4.
Natomiast Piotr Martin w „Nieoczywistości sztuki” zastanawia się czy przedmioty mają się dostosować do naszego pojmowania, czy nasze pojmowanie ma się dostosować do przedmiotów. W domyśle również artystycznych. Inaczej mówiąc czy ontologia, czy epistemologia ma decydować o granicach naszego poznania? I dodaje- tylko zwycięstwo w ontologii, naznaczone piętnem indywidualizmu, jest prawdziwym zwycięstwem artysty. I w tym znaczeniu Pablo Picasso poszerzył nasz świat. Dał nam nową rzeczywistość i nowe wzruszenia.
Wojciech Śmigielski, marzec 2008
Recenzje:My - więźniowie kształtów"
"Kształt rzeczy..." ludzkiej
Rzecz tylko dla dorosłych
Zmagania z formą
Spektakl został zrealizowany przy pomocy finansowej Miasta Zielona Góra